„Czarny Kruk”
Czarny kruk wznowił lot Leciał by oszukać los Znał wiele spraw Jeszcze więcej prawd Ale wiedział też Że zaginął sens
Rozpostarł skrzydła, zaostrzył wzrok Z góry spostrzegł kolejny znak Zwalniając lot, spowolnił czas Po czym na ziemi siadł
Rozejrzawszy się naokoło siebie Nie wiedział gdzie go przeznaczenie wiedzie Spojrzał na szympansów całe stado Które tłocznie do tramwaju wsiadło Kruk lekko do góry podbił I w pełni złudzeń się wyzbył
„Oto kolejne, ze zwierzęcych miast Wszyscy pędzą i pędzą zamiast Zatrzymać się i pomyśleć chwilę Przemyśleć tą życia kołomyję...”
Lecąc nad szympansimi głowami Widział ich szampańskie zabawy W domach jak drzewa, widział, mieszkały Windą drzewną tam się dostawały
Na ulicach małpimi jeździły samochodami Na małpich bilboardach małpimi twarzami Politycy promowali „Republikę Małp” Którą kruk z idei już bardzo dobrze znał Zresztą jakby mógł nie znać ich Wszystkie takie same: „brudna prawda, ładne sny”
Lecąc więc dalej spostrzegł to drwali Którzy by zbudować dom, ciągle drzewa rujnowali „Wszystko wam to będzie oddane Tak to już jest z tym Boskim prawem Zabierając coś, musisz to oddać Skracając drzewa życie, swoje również skracasz”
Następny był szympansów cały maraton Ten ze sztandarem, ten z radiem, a ten z armatą Pewnie na wojnę, by zginąć, się wybierają Za idee i powody, których sami nie znają
Czarny kruk leci więc dalej Znał to dobrze: skandale i skandale I oto wnet nie wiadomo skąd Dostał się wprost pod powietrzny prąd
Z przeciwnej strony nadlatywał już Pochód szympansich myśliwców, był tuż tuż „Jakże to znam, już zauważyli że Ktoś obcy, inny, tutaj kręci się Teraz pewnie będą chcieli zabić mnie Więc lecę stąd, wzrasta we mnie Gniew…”
Kolejne noce, kolejne dni Jeszcze nie wyschły czarne, krucze łzy Odżywiając się świata ideami Pojąc się ciągłymi kłamstwami Nienawidzi coraz bardziej świata Gdzie brat zabija brata
Mimo, że wie, iż to sensu nie ma Wędruje, by znaleźć drogę do Nieba Łudząc się, że zmieni istnienie Innych istot do życia nastawienie
„Niby jak? Ciągle uciekając? Słowa nawet nie wymawiając? Muszę zmienić strategię Następne istoty na inny sposób podejdę…”
Siedział tak, jeszcze parę chwil Po jakiejś godzinie w powietrze się wzbił Obierając (jak zawsze) losowo kierunek Zamachał tym swoim czarnym piórem
Kolejne dni między czasu kurtynami Nieskończoności różnymi miejscami Równoległymi i odległymi wymiarami Między micro i macro rozmiarami Między różnymi myślami i ideami Między tym, czego nie zrozumiecie sami… Leciał dni trzy, albo setki miliony Zależy dla kogo, kto tu jest „uczony” Niespostrzeżone chwile, nie pewne konstelacje Kruk zwolnił lot, nad nowym pałacem
Czas się spowolnił, dla kruka wyrównał To uczucie dopasowania dobrze znał Bo nagle sekundy przeistoczyły się w lata, epoki Poruszyły się nieruchome zwłoki…
|