Wstaje nowy dzień Co było wczoraj, już nie obchodzi mnie Co zaś będzie jutro, pojutrze zobaczy się
Znowu jakaś pustka w sercu Dlaczego nawet tu, w tym miejscu? Tak daleko, jeszcze gorzej Chcę być blisko, ale to nie pomoże To wszystko i tak wina moja Nie Boga, nie innych…nie Twoja…
Serce moje, tak żałosne, już nie mogę Grzeszę myślą, uczynkiem oraz mową Gdzie taki Czarny Kruk, jak ja Może kochać się w takim kimś jak Bogini ta…
Oczywiście dla Ciebie mogę wszystko I to wcale nie są słowa tylko Zburzony mój świat, buduje się od nowa Spowodowała to tylko, a może aż, jedna osoba…
Nie wierzę w to co widzę, ani w to co słyszę W jednej chwili mogę oddać moją duszę Bo na cóż mi, ona, kiedy mnie tak boli? Lepiej przelać ją na wiersza kolejne strofy
Chciałbym napić się piwa, może wódki Kiedyś to był sposób na moje smutki Dziś jednak nie smakuje tak samo Pogarszają tylko bardziej sprawę
Bolę, bolę, jak serce boli mnie Dlaczego? Kto mi na to odpowie? Marność nad marnościami, a pod nimi łzy moje Zaś pod łzami już tylko me serce
Chcę dziś krzyczeć, ale sił już nie mam Jak można wołać z ziemi do Nieba? Mogę tylko biec, ale biegnę wciąż w miejscu Chcę dobiec i znaleźć miejsce w Twym sercu
Jestem tu, a świat odgania mnie Nie mam zamiaru chcieć, mam marzenia swe Co jutro przyniesie, mogę tylko czekać Utrzymuję się nad powierzchnią, nie umiem pływać Między serca mojego strofami zawiłymi Między słowami i myślami mymi
Chcę tyle wyrzec Ci, czekam wciąż Ale czekanie nie da nic, muszę iść drogą swą I choć wiem, że to droga zatracenia Bez końca, będę nią podążał bez wytchnienia Choć wiem, że gwiazda, nie spadnie Ja nie wzlecę ku Niej, także
Choć ja Kruk Czarny, nie dolecę Bo blask Anielicy onieśmiela mnie Nim wzbiję się, upadnę jeszcze niżej Ale z nadzieją, że Twój głos usłyszę…
Czarny Kruk do wczoraj, zapomniany Dzisiaj nie ten sam, bo zakochany Gołębica w sercu jego siedzi On w Jej raczej nie, dlatego cierpi
Chciałby tyle wyrzec, ale nawet sobą nie umie być Gdy jest przy Niej, nie potrafi żyć Coś odbiera mu oddech, słowa gdzie znikają Myśli choć niewinne, gdzieś uciekają
Życie? Ah…życie, może kiedyś było… Może… ale teraz gdzieś w mroku się rozmyło Zatonęło w marzeń oceanie Snów o Niej, nieprzerywalnym stanie
Chcę wypowiedzieć Jej tyle pięknych słów Miałem już o Tym bezliku snów Chcę to powiedzieć, ale uciekam gdzieś Przecież w mych marzeniach, nie dotknę Jej
Wszystko wokół przypomina mi Ją Co mam zrobić, gdy ciągle słyszę Jej głos Niby poeta pisarz…pff… nikim jestem Gdy przychodzi coś prawdziwego… niczego nie wiem…
A ja pragnę Cię dotknąć, przytulić Sprawdzić smak Twoich ust… Gdy blisko jesteś, muszę to dusić Za pomocą często dziwnych słów Dlaczego to robię? Nie wiem, bo się boję? Ale czego? Siebie…Ciebie…tego uczucia? Że Cię stracą? Przecież Cię nie mam… Serce to nie sługa…
Ja sługa serca mego Choć gdybym był sługa, nie dławiłbym tego Powiedziałbym od razu, gdy serce mi kazało Nie czekałbym, aż by mnie złamało…
Najgorsze jest, że ucieczki nigdzie nie ma W telewizji, w gazecie... widzę Twoją twarz W radiu zaś, słyszę piękny Twój głos Na ulicy Cię mijam, widzę, wciąż i wciąż…
Normalne słowo, by do Ciebie powiedzieć Jak ten idiota w miejscu nie siedzieć A nie… ciągły paraliż, kłódka na usta Czuję się wtedy pełny jak pustak…
Znowu uciekam, w labirynt strof wierszy Jednak ulgi nie czuję wciąż w jednym miejscu Idąc przed siebie, też mi to nic nie daje Wciąż jestem w takim samym stanie
Ale przecież to wszystko tylko moja wina To mojego życia, tak kręta, kołomyja Koryto rzeki tak wilce zakrzywione Brzegi tej rzeki strasznie wzburzone Dlatego, bo nie patrzysz w moją stronę
I nie będę czekał, aż zlecisz z Nieba Wzbiję się na kruczych skrzydłach Poza wiarą w siebie, nic mi nie potrzeba Dzięki przyjaciołom rodzi się nadzieja
Moje rozdarte serce Znaleźć mu muszę miejsce Bo widzę Ciemność Słowa brzęczą „wszystko jedno”
Teraz jesteś tylko moim snem Nie wiem już czemu imieniem mym Gniew Tutaj jest raj, jest lepiej niż w Niebie Czekam na znak, ale czy nadejdzie, nie wiem
Czarne łzy, płyną z oczu moich A dlaczego, nie mogę ran zagoić? Będę starał się ze wszystkich sił Koniec snu, będę teraz śnił
Kolejna krótka chwila Co godzinami mija A ja piszę kolejny wers Jak to pomaga, nawet nie wiesz
Czas ucieka, tyle razy to chciałbem powiedzieć Dlaczego tego nie zrobiłem, dziś już nie wiem Mogło być o wiele gorzej znacznie Jesteś tak blisko, a mogłabyś być na dystansie
Mam jeszcze dużo czasu, chciałbym tak powiedzieć Czekając na cud, nic nie robić i siedzieć Wiem, że tak nie jest wcale Choć to dla mnie trudne, cieszę się, że w Tobie zakochałem...
Kolejny dzień, ja wstaję myśląc o Tobie Co przyniesie dzisiaj zobaczyć chcę Nadzieja jak kawa pobudza wciąć Dlatego muszę wstać chcąc nie chcąc By znów zobaczyć, chociaż jeden raz Twoją tak cudowną twarz
Chcę się obudzić obok Ciebie Aniele Chcę Cię poznawać coraz śmielej Jak ten kamikaze nie chcę się bać Gdy będę z Tobą, może skończyć się świat Bo bez Ciebie, mój świat kończy się wciąż Koniec uderza na mnie ze wszystkich świata stron
Muszę znaleźć spokój, przeciw sobie bunt Sprawić muszę, że ustabilizuje mój grunt Chcę poczuć, że żyję na prawdę A nie ciągle śnić, nigdy nie być na jawie
Bardzo szybko umierają tacy jak ja Umierają, czekając wciąż na znak Tyle nad ziemią, spojrzę na Ciebie Zobaczę kogoś, albo i nie Aniele
Słowa dławią mnie, wypowiedzieć chcę Boże dlaczego, takim stworzyłeś mnie Zanim mnie poznasz, obudź się Bo ja śnię, a nie spotkasz mnie w śnie
Zanim przeczytasz do końca ten wiersz Że kocham Cię, na zawsze wiedz
Nie chcę być bogaty, nie chcę gwiazdy z nieba Chcę tylko Ciebie kochać, więcej niż potrzeba
Nie jest kłamstwem że Ja kocham tylko Cię Marzę co nocy i co dnia Kiedy będę mógł polecę na końca świat
* * *
Teraz jestem tu znów sam Wcześniejsze wersy, tygodnia za mną szmat Serce moje znowu krwawi Znowu myślami o Tobie się rani
Powiedzieć chciałem tyle słów różnych Bo „Kocham Cię” to dla poety zbitka słów pustych A tylko tyle byłem w stanie wyrzucić z siebie Nie chciałaś mnie słuchać, wolałaś jak Anioł siedzieć w Niebie
Dziś słowo „kocham” nie ma sensu Bo każdy kocha każdego w każdej chwili Dziś to słowo nie leży w sercu Prawie każdy pojęcie tego słowa z czymś myli
Teraz gdy już to zrobiłem, niestety Za późno, słowa to nie kwiaty, a miłość nie jest różą Chcę przerwać mych przyjaciół otuchy szepty Więc wznoszę ten wiersz ku Niebu, nazwij go modlitwą
Krótką definicją słowa „kocham” Jako poeta mego serca często słucham A to słowa przez serce dyktowane Tylko Tobie, Aniele, dedykowane
Do tej pory pisałem, Gołąb lub Tenshi A przecież jakie Twoje imię wiedzą wszyscy A Ty też już też wiesz Nie koniecznie rozumiesz
Jako poeta nawet ja nie rozumiem Kawałek po kawałku, myśląc o Tobie na przód sunę
Tak bardzo bolą słowa nie wypowiedziane do mnie Jeszcze bardziej te nie wypowiedziane słowem To że w Twoich oczach nie widziałem swego odbicia To, że w Twoim sercu może nie być do mnie uczucia
Kolejne kawałki serca i duszy żywcem odrywane W następujących wersach tutaj zapisane
Chciałbym to wszystko powiedzieć Tobie Patrząc Ci w oczy, żywym słowem Płynącym wprost, bez pośrednika Jakim jest siedzący we mnie poeta
No chciałbym, ale Ty nie słuchasz mnie Może choć przeczytasz, nadzieję mogę mieć
Wczoraj każdy, że coś mnie trapi widział „Czy coś nie tak?” prawie każdy pytał Inni „potrzeba czasu” mówili bez pytań Właściwie odgadując mój stan „Nie możesz tego robić pędzony przez serce, Znajdź jakieś z dala od Niej miejsce Przemyśl wszystko dobrze, gdy się uspokoisz Powiedz jej co czujesz...” Mówił przyjaciel, po którym nie spodziewałbym się tych słów A przynajmniej najmniej, z obecnych osób
I tak będę musiał z Tobą porozmawiać Gdyż muszę usłyszeć prawdę o Twoich uczuciach Serce to nie sługa, ja sługa serca mego Serca poety nie da się oszukać, nie wiedziałaś tego?
Jeśli mnie nie kochasz, chcę byś w oczy mi to powiedziała Potem, jeśli to możliwe, z serca mego twa osoba powoli byłaby wymazywana
Może nie nadaję się na bycie chłopakiem Nie jestem „księciem z bajki”, ani „romantycznym kochankiem” Ale zasługuję choć na najmniejszą szansę By okazać mą miłość do Ciebie, na prawdę
Dlaczego się w Tobie zakochałem? Wciąż sobie to pytanie zadaję Bo nikt mi raczej nie odpowie Może jakbym poszedł na kawę z „Bogiem” „Co proszę? Miłość nie jest karą Ona jest tylko dla najlepszych darem...” Taka odpowiedź by mnie usatysfakcjonowała? Na suchą prawdę, by wskazywała
Gdy spojrzę na to kiedyś z wiekowym dystansem „Dobrze że żałowałem, co żałować miałem Gdybym nie żałował nie żyłbym później, dalej A tak przeżyłem swoje życie dawne” Lecz żałować nie chcę, tego że nie próbowałem Być z Tą, której swe serce oddałem
Umarły Poeta, od dawna określałem się tym mianem A tak na prawdę umarłem, gdy Ciebie poznałem Jaki się odrodzę? Tego nie wiem Bo wszystko już zależy, tylko od Ciebie...
|